Jaki czas temu obserwowałam gównoburzę na instagramie. Dotyczyła neuroróżnorodności. Komuś nie pasowało, że osoby mają w swoim biogramie informację o autyzmie, ADHD czy innych zaburzeniach* lub chorobach. Bo – według tego kogoś – definiują się za ich pomocą. Nie powinny tak robić. Nie i kropka.
Przyznaję: odebrałam to personalnie, bo sama mam wpisane ADHD w swoim bio. Nie oznacza to jednak, że ADHD jest czymś, co mnie definiuje. Chociaż… Zaczęłam się nad tym zastanawiać: czym jest dla mnie moje ADHD? Jak patrzę na siebie w jego kontekście? Czy po diagnozie uważam się za kogoś innego? Czy moje cechy to wciąż ja, moja osobowość, czy jednak ADHD? Gdzie jest granica między mną a moją neuroatypowością? Czy mogę się definiować za pomocą moich zaburzeń?
Oczywiści, wpisanie ADHD w biogramie wynika też z tego, że zwyczajnie poruszam tematy z nim związane. Tak samo, jak piszę o książkach, włóczęgach czy feminizmie – tak samo ADHD jest jednym z moich zainteresowań. Te zainteresowania też zresztą coś o mnie mówią. O moich wartościach, o stylu życiu, trochę o osobowości. Czy ADHD pod tym względem różni się od zainteresowania literaturą?
Zacznijmy od tego, że ADHD nie jest czymś, czego się nabawiłam czy na co zachorowałam. To nie jest coś, co zostało do mnie przyklejone. ADHD to sposób, w jaki funkcjonuje mój mózg. A dokładniej: to tylko nazwa na takie, a nie inne działanie mózgu. Nie było też nigdy konkretnego momentu, w którym to funkcjonowanie zaczęło się różnić od osób neurotypowych. ADHD towarzyszy mi od samego początku. Nie jest czymś nabytym, czymś dodatkowym.
To oznacza, że nie istnieje żadna “Natalia bez ADHD”, która byłaby jakimś punktem wyjścia czy materiałem porównawczym. Jestem tylko ja – od samego początku w pakiecie z ADHD. Uważam, że w jakimś sensie ADHD mnie ukształtowało. Wymuszało pewne schematy zachowań, które pozwalały mi radzić sobie w szkole czy po prostu w nuerotypowym świecie. Wiele z nich działa do dzisiaj. Ale też nie zastanawiałam się wtedy, dlaczego robię coś w ten, a nie inny sposób – było to dla mnie naturalne. Dopóki nie miałam diagnozy, nie analizowałam tych zachowań czy problemów, z którymi się borykałam. A właściwie borykam nadal, bo papierek od psychiatry nie sprawił, że trudności magicznie zniknęły.
Jedyna różnica jest taka, że dzisiaj umiem pewne zjawiska nazwać i je zrozumieć. Przed diagnozą częściej towarzyszyło mi poczucie, że coś jest ze mną nie tak. Że w jakiś sposób jestem “zepsuta” i wymagam naprawy. Diagnoza pozwoliła mi się pogodzić z tą innością. Ułatwiła mi też szukanie rozwiązań, które mogą zadziałać – bo wiem już z doświadczenia, że “kup kalendarz” albo “zapisz sobie” nie są skuteczne. Mogę szukać ich bardziej świadomie.
Spotkałam się gdzieś ze zdaniem: “to są tylko objawy ADHD, a nie ja”. Dało mi do myślenia. Czy potrafię wskazać miejsce, w którym kończy się ADHD, a zaczyna Natalia? Sądzę, że nie. Jak już wspomniałam, nie znam “Natalii bez ADHD”. Nie wiem, jaką byłaby osobą. Czy miałaby tę ciekawość świata, którą mam ja? Czy bez wiecznego chaosu byłaby tak twórcza? Czy chciałaby robić tyle ciekawych rzeczy bez braku dopaminy w mózgu? Nie znam odpowiedzi na te pytania i prawdę mówiąc – nie chcę ich poznawać.
ADHD jest częścią mnie. Niektóre cechy mojej osobowości wynikają wprost z ADHD, inne z kolei trochę tłumią objawy i pozwalają kompensować braki. Nie widzę jednak między nimi żadnej różnicy. To wszystko rzeczy, które opisują mnie – osobę z krwi kości, z bagażem doświadczeń, zaburzeń i wpływów zewnętrznych. ADHD ukształtowało mnie w ten sam sposób, jak dorastanie w określonych warunkach. Jak szkoła, do której chodziłam. Jak ludzie, których spotykałam na swojej drodze. Jak te wszystkie możliwości, z których korzystałam – lub nie. Moje cechy wynikają z genetyki, z wychowania, z otoczenia, a także z budowy mózgu. Żadna z tych rzeczy nie definiuje mnie w stu procentach, ale wpływa na to, kim się stałam. To klocki, które mnie budują. Składowe mojej definicji.
Tak, w pewnym sensie ADHD mnie definiuje. Tak samo jak i milion innych czynników.
***
* Używam to słowa „zaburzenie” w kontekście ADHD, ale coraz częściej się od niego odchodzi. ADHD czy autyzm to po prostu inna budowa mózgu. Nie jest gorsza ani lepsza, jest po prostu inna.