Kolaż zdjęć z 2023 roku

2023

Lubię wymyślać sobie hasło na dany rok. Zwykle nie jest to wynik żadnej głębokiej analizy, a raczej nagły impuls, słowo, które się przyczepia i nie chce odpuścić. Mimo to zwykle te hasła okazują się bardzo trafne i faktycznie w jakiś sposób określają to, co dzieje się w moim życiu.

Hasłem 2023 roku były marzenia. Nie miałam zielonego pojęcia, o jakie marzenia mi chodzi – po prostu stwierdziłam, że to dobre słowo. „Zobaczymy, co przyniesie”, tak myślałam. W 2023 roku przeprowadziłam się pod Ślężę, zaczęłam śpiewać białym głosem i zorganizowałyśmy z Olą babski, słowiański wyjazd. Innymi słowy: spełniłam marzenia.

To w ogóle był wspaniały rok. Znowu żyłam w drodze, znowu robiłam nowe rzeczy. Dotarłam w końcu na Festiwal Mitologii Słowiańskiej i Mikołajki Folkowe. Kandydowałam do Sejmu i nawet zdobyłam kilka głosów. Poprowadziłam w pracy niesamowite projekty. Byłam w górach i nad morzem, byłam nad rzeką i nad jeziorem. Odwiedziłam Pomorze, Małopolskę, Podkarpacie, a na Lubelszczyznę zawitałam nawet kilka razy. Zakochałam się w Nowym Warpnie, wróciłam do Wolina i odkryłam, czym jest (dla mnie) Odrzania. Zwiedzałam skanseny i muzea, pływałam kajakiem, żaglówką i motorówką. Morsowałam.

Spotkałam mnóstwo cudownych osób, które dzieliły się ze mną swoimi pasjami, pokazywały mi świat z innej perspektywy (a czasem nawet go wywracały) i stawały się przyjaciółmi.

Mam też wrażenie, że 2023 rok to czas ogromnego rozwoju zawodowego, wyrabiania marki. To z pewnością efekt wielu nowych przedsięwzięć, ale też feedbacku, który otrzymuję. I obcych ludzi, zaczepiających mnie na ulicy – do tego mimo wszystko trudno się przyzwyczaić, więc dobrze, że nie zdarza się to za często. To również kwestia moich planów i projektów, które planuję realizować w 2024 roku. Och, będzie się działo!

Na początku roku zmieniłam dość radykalnie fryzurę i dorobiłam się nowego tatuażu (i nowym tatuażem kończę ten rok). W mojej szafie przybyło ręcznie robionych ubrań. I czuję się ze sobą wspaniale, choć nieustannie walczą we mnie gotycka księżniczka i słowiańska hippiska.

Największym szczęściem była, rzecz jasna, przeprowadzka. Marzyłam o Sobótce od lat i teraz codziennie czuję wdzięczność, że tu jestem. Gdy idę aleją z przepięknymi drzewami, między którymi majaczy Ślęża, mam pewność, że jestem w domu. To dopiero początek przygody: moim marzeniem jest przecież dom otwarty, w którym będzie toczyło się życie. Chcę prowadzić z moimi gośćmi rozmowy bardziej i mniej poważne, śpiewać, dyskutować o literaturze i sztuce, wychodzić na Ślężę.

Bardzo ważnym elementem był śpiew. Brałam udział w różnych warsztatach, uczyłam się pieśni, otwierałam swój głos. To były wspaniałe doświadczenia i mam nadzieję, że w przyszłym roku będę śpiewać jeszcze więcej. Śpiewać i tańczyć – bo ostatecznie takie rzeczy liczą się w życiu najbardziej.

Oczywiście, zaliczyłam po drodze kilka potknięć. Najbardziej odczuwam brak gór: na początku roku przechodziłam kryzys (z którego wyszłam z pomocą psychiatry i leków, warto to podkreślić), a potem działo się tyle innych rzeczy, że w górach byłam tylko kilka razy, głównie przy okazji pracy. Za to zwiedziłam nowe pasma, np. Pieniny. Zaniedbałam też trochę rower, którym jeździłam tylko po mieście, zamiast wybierać się na różne wycieczki. No i nie ruszyłam w trasę wzdłuż wybrzeża, ale to po prostu przekładam na kolejny sezon. Znowu nie napisałam książki, za to wymyśliłam kolejną, ale w 2024 nie będzie już wymówek. Podkast nadal nie odżył w pełni, ale ma przynajmniej nowe, piękne intro.

No i wreszcie: zamknęłam rozdział, który przez trzy lata zamknąć się nie chciał. Odetchnęłam głęboko i wróciłam do swojego życia.

Hasło na 2024? Miłość.